Już moja mama nie dzwoni do mnie, nie "wrzuca" mi różnych pretensji, chociażby o to, że nie ma pieniędzy na proszek do prania, czy, że Mikołaj zabrał jej okulary. Już nie...
Ale ja muszę dalej żyć, pracować, wychowywać moje latorośle i ... i kochać ludzi.
"Spieszcie się kochać ludzi,
tak szybko odchodzą..."
-to fragment wiersza księdza Twardowskiego -jakże prawdziwy dla mnie teraz!
Moja mama miała życie, którego chyba nikt by nie chciał: wydali ją za mąż za niekochanego mężczyznę, który później całe życie pił wódę, bił ją, bił dzieci, nie umiał dawać miłości, urodziła trzech chłopców, wychowała ich po to, żeby później dwóch z nich pochować, wszyscy trzej byli alkoholikami; -jakie przyjemności, jakie radości mogła mieć z takiego życia?... Jedynego mnie miała do końca swoich dni, bo przestałem pić.
Moment, w którym przestałem pić nałogowo wódę był przełomowym momentem w moim (i chyba w jej) życiu. Przerwałem zaklęty krąg alkoholizmu w mojej rodzinie. Z opowiadań matki wiem, że w rodzinie ojca pił nałogowo jego ojciec i dziadek i pradziadek, i -być może- to uzależnienie datuje się od czasów chłopów pańszczyźnianych, kiedy to szlachcic lub ksiądz płacili chłopom za ich pracę -wódką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz