Zetknąłem się niedawno z porąbanym życiem kolejnego uzależnionego; i wypłynął temat dzieci. Natychmiast przypomniał mi się wykład młodego psychologa, który usłyszałem na obozie rodzinnym w Dołdze.
Wykład był ilustrowany przedstawieniem z udziałem pacynek Trafiało do widzów! I chyba dlatego utkwiło mi w pamięci, że trzeźwiejąc zauważałem dużo ludzi "dorosłych", którym wiele do dorosłości brakowało.
W największym skrócie: dziecko -aby dorosnąć- musi dostawać w odpowiednich porcjach(nie za dużo i nie za mało), w odpowiednim czasie(nie wcześniej i nie później) "pożywienie"(nie tylko -jedzenie), wiedzę, miłość, "podpórkę"(tu: wsparcie), i "lustro"(prawdę o sobie i o świecie). Dodatkowo spełnionych musi być szereg warunków: 1)dziecko musi chcieć w danym momencie, dany "asortyment"(miłość, wiedza itd), odpowiednią porcję, 2)dziecko musi mieć kogoś, kto posiada to coś co dziecko akurat chce, 3)ten ktoś(ojciec, matka, najbliższe otoczenie) musi chcieć w tym momencie dać właśnie temu dziecku.
Proces ten w życiu dziecka powinien trwać dotąd, aż dziecko dorośnie. Jeśli w którymś momencie życia dziecka ten proces zostanie zakłócony, odbije się to kiedyś na osobowości dorosłego dziecka.
Stąd widzimy nieraz ludzi infantylnych, nieporadnych, nieprzystosowanych do życia itp. .Takie braki można "nadrobić", ale wymaga to pomocy specjalistów i ogromnej woli(najlepiej z motywacją).
Z racji tego, że swego czasu popadłem w uzależnienie od alkoholu, w następstwie czego musiałem(chciałem?) trzeźwieć(nauka trzeźwych zachowań, asertywność itp) -wiele z moich braków z dzieciństwa -nadrobiłem.
Jestem mądrzejszy niż ten Zbyszek, który nigdy nie popadłby w alkoholizm.
A to moi chłopcy w Rzymie .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz